Jade
Nie możliwe jak szybko mija czas. Nie dawno ojciec odwoził mnie do przedszkola, a teraz skończyłam liceum. Chłopcy wygrali finał w Manchesterze, oczywiście trzeba było uczcić ten sukces, niestety ja, tak jak większość cheerleaderek i piłkarzy, nie pamiętam after party po meczu. Austin coraz częściej spotykał się z Mayą i w maju na festiwalu ogłosili nam, że oficjalnie są razem.
***
Leżałam na ławce w parku, z głową na kolanach Nialla i wpatrywałam się w błekitne, praktycznie bezchmurne niebo. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Poderwałam się z miejsca, siadając obok chłopaka i przerzuciła nogi nad jego udami:
- Chcę sobie zrobić tatuaż - powiedziałam entuzjastycznie.
- Co chcesz zrobić? - Zaśmiał się.
- Tatuaż, taki tusz wtłaczany pod skórę za pomocą igły - odparłam bez namysłu.
- Wiem co tatuaż - przewrócił oczami - po prostu dziwie się, że ty chcesz go sobie zrobić - dodał.
- Dlaczego? - Zapytałam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Bo jesteś taka - zatrzymał się, próbując dobrać odpowiednie słowa - mało tatuażowa.
- A więc teraz będę - uśmiechnęłam się
- Dobra - westchnął - ale zabiorę cię do mojego tatuażysty - zaznaczył, na co zapiszczałam i rzuciłam mu się szyję - nie oddam cię w ręce jakiegoś amatora - prychnął, kiedy wstawaliśmy z ławki, przez co cicho zachichotałam. Po dwudziestu minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do budynku i od razu przywitała nas wytatuowana dziewczyna, ubrana na ciemno, z krótkimi, ognisto pomarańczowymi włosami, na których zawiązaną miała czarną bandanę. Przedstawiła się jako Sara. Po krótkiej rozmowie z Horanem spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami i zapytała, jaki chcę wzór i w którym miejscu. Od razu przypomniałam sobie o zdjęciu znalezionym na Tumblrze, dlatego wyciągnęłam telefon z torebki i szybko przejrzałam galerię. Po znalezieniu odpowiedniej fotografii podałam telefon Sarze, po czym usiadłam na fotelu i dziewczyna zaczęła przygotowywać sobie wszystko do pracy. Takim właśnie sposobem zrobiłam sobie piękny tatuaż z lewej strony żeber.
***
Biegałam po całym pokoju, nie mogąc się zdecydować co założyć na pierwszy dzień festiwalu. Jak miał ubrania, to nie miałam dodatków i na odwrót. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń, zmuszając do zatrzymania się. Spojrzałam na osobę stojącą obok mnie i oczywiście Niall:
- Co ty wyprawiasz? - Zaśmiał się.
- Próbuję się ubrać - westchnęłam - mam zajebistą sukienkę i mam do niej buty, ale nie ma dodatków - wyjaśniłam, wskazując na, leżące na moim łóżku, ubranie z kremowej koronki.
- Ale ja mam - uśmiechnął się, po czym podał mi białe pudełko. Uniosłam wieczko, moim oczom ukazał się śliczny wianek z białych kwiatków:
- To wianek mojej mamy, miała go na ślubie z ojcem - powiedział blondyn, kiedy wyciągałam dekorację z pudełka - chciała, żebyś ty go teraz miała - dodał, po chwili.
- Dlaczego? - Zapytałam, odrywając wzrok od ozdoby, żeby móc spojrzeć w oczy chłopaka.
- Zawsze mówiła, że da go mojej żonie - uśmiechnął się - jak widać moja matka oświadczyła ci się za mnie - szepnął mi do ucha, przyciągając mnie do siebie, po czym cmoknął mnie w skroń. Zaśmiałam się i odsunęłam go od siebie:
- Mam rozumieć, że mi się oświadczasz? - Zapytałam, zgarniając sukienkę.
- Spokojnie, mam jeszcze pierścionek po babci - mrugnął do mnie, rzucając się na moje łóżko. Pokręciłam w rozbawieniu głową i ruszyłam do łazienki.
***
Niall wpadł z samego rana do mojego pokoju, oświadczając, że mam dwadzieścia minut na ubranie się. Jęknęłam "wal się" w poduszkę i nakryłam głowę kołdrą. Blondyn chwycił mnie za kostkę i ściągnął z łóżka. Pokazałam mu środkowy palec, po czym podniosłam się z podłogi, zgarnęłam z szafy byle jakie ubrania i ruszyłam do łazienki.
Godzinę później, Horan zaparkował pod jakąś kamienicą. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do budynku. Wsiedliśmy do windy, po czym blondyn nacisnął guzik z numerem sześć i ruszyliśmy w górę. Po chwili podeszliśmy pod drzwi, na których widniała liczba 58. Chłopak włożył klucz do zamka i przekręcił go, po czym nacisnął klamkę, a moim oczom ukazał się przestronny korytarz. Weszłam do środka i po obejrzeniu wszystkich pomieszczeń, stanęłam na środku salonu i wpatrywałam się w panoramę Londynu, widoczną za drzwiami balkonowymi:
- Czyje to mieszkanie? - Zapytałam, czując dłonie niebieskookiego na swoich biodrach.
- Nasze - powiedział, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Jak "nasze"? - Zdziwiłam się.
- Dostałem w spadku po ojcu, więc jest moje, a teraz, jeśli oczywiście zgodzisz się ze mną zamieszkać, będzie nasze - wyjaśnił.
***
Weszliśmy wszyscy na lotnisko i kiedy tylko przekroczyliśmy wejście do budynku, nasz rozmowy i śmiechy ucichły. Wiedzieliśmy, że to koniec. Chłopcy wyjeżdżali na rok do miejsca, gdzie jedynym sposobem komunikacji z ludźmi na innym kontynencie są listy. Stanęliśmy w kolej do odprawy. Po dziesięciu minutach patrzyliśmy jak pięć walizek znika na ruchomej taśmie za czarną płachtą. Kiedy stanęliśmy przy bramce, w której stał młody, ciemnowłosy mężczyzna, czekający na bilety pasażerów. Spojrzałam na Nialla, który stał obok mnie, a łzy same zaczęły napływać mi do oczu:
- Nie płacz - powiedział cicho, przytulając mnie do siebie.
- Będę tęsknić - szepnęłam, zaciskając dłonie na jego koszulce.
- Ja też, ale będę pisał, obiecuję - odparł.
- Nie chcę cię puszczać - mruknęłam, trzęsącym się głosem.
- Ale myślę, że powinnaś pożegnać się z kimś jeszcze - odsunął mnie delikatnie od siebie i skinął głową w kierunku Louisa, który właśnie kończył żegnać się z Zoe. Podeszłam do niego i kiedy spojrzałam w jego załzawione oczy, nie wytrzymałam i łzy polały się strumieniami po moich policzkach. Szatyn objął mnie ramionami wy talii i przyciągnął do siebie. Zrzuciłam ramiona na jego szyję i wtuliłam twarz w jej zagłębienie:
- Kocham cię, Lou - szepnęłam.
- Co będziesz robić przez ten rok? - Zapytał po chwili ciszy.
- Jadę do dziadków, Cedric powiedział, że załatwi mi pracę w kawiarni koło komisariatu - odparłam.
- Muszę ci coś powiedzieć - wypalił nagle, dlatego odsunęłam się od niego delikatnie, żeby móc spojrzeć na jego twarz - to ja i Harry wrzucaliśmy te róże i karteczki do waszych szafek i to my poddaliśmy nauczycielkom pomysł, żebyście uczyli się nawzajem - powiedział szybko.
- Po co? - Spytałam.
- Mieliśmy dosyć waszych kłótni. Chcieliśmy po prostu, żebyście normalnie ze sobą rozmawiali - wyjaśnił - ale nie spodziewaliśmy się, że pójdzie aż tak dobrze - zaśmiał się.
- Chłopaki, powinniśmy się zbierać - usłyszałam nagle głos Liama. Pożegnałam się szybko z resztą chłopaków, po czym cała piątka ruszyła do bramek. Staliśmy wszyscy do puki nie zniknęli w jednym ze sklepów (prawdopodobnie w McDonald's), po czym wróciliśmy do domów.
***
Weszłam do domu, rzuciłam torebkę na szafkę przedpokoju i wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju. Dorzuciłam kilka potrzebnych rzeczy do największej walizki, po czym złapałam za jej rączkę i wyszłam z pomieszczenia. Ostatni raz przeczesałam wzrokiem moją sypialnie i zeszłam na dół. Weszłam do salonu, gdzie siedziała cała moja rodzina i pożegnałam się po kolei z każdym z nich. Oczywiście mama musiał mi wpakować do torebki zapas jedzenia "żebym nie była głodna w trakcie jazdy", co z tego, że połowy praktycznie nic nie zjem, a na miejscu babcia wmusi we mnie obiad. Upewniłam się ostatni raz, że mój brat ma zamiar razem z Mayą dowieść mi resztę rzeczy na początku września, po czym wyszłam z domu. Przed domem już czekała na mnie Liv, która uparła się, że mnie zawiezie, bo chce się upewnić, że bezpiecznie wsiądę do pociągu. Tak naprawdę wiedziałam, że robi to tylko dlatego, że niedawno odebrała prawo jazdy i chce się nacieszyć jazdą samochodem, a ja nie chciałam niszczyć jej radości, szczególnie w dniu wyjazdu jej chłopaka. Domyślałam się, że jest jej ciężej niż mi, w końcu ja i Niall nie byliśmy ze sobą nawet rok, a ona i Harry spotykali się ze sobą od końca pierwszej klasy.
***
Kiedy już wysłuchałam kazania Olivii, o tym że mam o nich pamiętać i codziennie dzwonić albo przynajmniej pisać, wsiadłam do wagonu. Zerknęłam jeszcze raz na bilet, po czym odnalazłam swoje miejsce i usiadłam na fotelu. Kiedy pociąg ruszył wyciągnęłam książkę, a gdy ją otworzyłam wypadła z niej koperta. Wzięłam ją w dłoń i przeczytałam wielkie czarne litery D. C. Rozerwałam papier i wyciągnęłam z niego kartkę, która okazała się sklejką naszych zdjęć. Na odwrocie fotografii widniał napis:
Los czasami rozdziela bliskich sobie ludzi, żeby uświadomić im, ile dla siebie znaczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz