Just Be With Me, czyli kontynuacja losów bohaterów "Pink Rose"
czwartek, 29 czerwca 2017
Prolog
Jade
Nie możliwe jak szybko mija czas. Nie dawno ojciec odwoził mnie do przedszkola, a teraz skończyłam liceum. Chłopcy wygrali finał w Manchesterze, oczywiście trzeba było uczcić ten sukces, niestety ja, tak jak większość cheerleaderek i piłkarzy, nie pamiętam after party po meczu. Austin coraz częściej spotykał się z Mayą i w maju na festiwalu ogłosili nam, że oficjalnie są razem.
***
Leżałam na ławce w parku, z głową na kolanach Nialla i wpatrywałam się w błekitne, praktycznie bezchmurne niebo. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł. Poderwałam się z miejsca, siadając obok chłopaka i przerzuciła nogi nad jego udami:
- Chcę sobie zrobić tatuaż - powiedziałam entuzjastycznie.
- Co chcesz zrobić? - Zaśmiał się.
- Tatuaż, taki tusz wtłaczany pod skórę za pomocą igły - odparłam bez namysłu.
- Wiem co tatuaż - przewrócił oczami - po prostu dziwie się, że ty chcesz go sobie zrobić - dodał.
- Dlaczego? - Zapytałam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Bo jesteś taka - zatrzymał się, próbując dobrać odpowiednie słowa - mało tatuażowa.
- A więc teraz będę - uśmiechnęłam się
- Dobra - westchnął - ale zabiorę cię do mojego tatuażysty - zaznaczył, na co zapiszczałam i rzuciłam mu się szyję - nie oddam cię w ręce jakiegoś amatora - prychnął, kiedy wstawaliśmy z ławki, przez co cicho zachichotałam. Po dwudziestu minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do budynku i od razu przywitała nas wytatuowana dziewczyna, ubrana na ciemno, z krótkimi, ognisto pomarańczowymi włosami, na których zawiązaną miała czarną bandanę. Przedstawiła się jako Sara. Po krótkiej rozmowie z Horanem spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami i zapytała, jaki chcę wzór i w którym miejscu. Od razu przypomniałam sobie o zdjęciu znalezionym na Tumblrze, dlatego wyciągnęłam telefon z torebki i szybko przejrzałam galerię. Po znalezieniu odpowiedniej fotografii podałam telefon Sarze, po czym usiadłam na fotelu i dziewczyna zaczęła przygotowywać sobie wszystko do pracy. Takim właśnie sposobem zrobiłam sobie piękny tatuaż z lewej strony żeber.
***
Biegałam po całym pokoju, nie mogąc się zdecydować co założyć na pierwszy dzień festiwalu. Jak miał ubrania, to nie miałam dodatków i na odwrót. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za dłoń, zmuszając do zatrzymania się. Spojrzałam na osobę stojącą obok mnie i oczywiście Niall:
- Co ty wyprawiasz? - Zaśmiał się.
- Próbuję się ubrać - westchnęłam - mam zajebistą sukienkę i mam do niej buty, ale nie ma dodatków - wyjaśniłam, wskazując na, leżące na moim łóżku, ubranie z kremowej koronki.
- Ale ja mam - uśmiechnął się, po czym podał mi białe pudełko. Uniosłam wieczko, moim oczom ukazał się śliczny wianek z białych kwiatków:
- To wianek mojej mamy, miała go na ślubie z ojcem - powiedział blondyn, kiedy wyciągałam dekorację z pudełka - chciała, żebyś ty go teraz miała - dodał, po chwili.
- Dlaczego? - Zapytałam, odrywając wzrok od ozdoby, żeby móc spojrzeć w oczy chłopaka.
- Zawsze mówiła, że da go mojej żonie - uśmiechnął się - jak widać moja matka oświadczyła ci się za mnie - szepnął mi do ucha, przyciągając mnie do siebie, po czym cmoknął mnie w skroń. Zaśmiałam się i odsunęłam go od siebie:
- Mam rozumieć, że mi się oświadczasz? - Zapytałam, zgarniając sukienkę.
- Spokojnie, mam jeszcze pierścionek po babci - mrugnął do mnie, rzucając się na moje łóżko. Pokręciłam w rozbawieniu głową i ruszyłam do łazienki.
***
Niall wpadł z samego rana do mojego pokoju, oświadczając, że mam dwadzieścia minut na ubranie się. Jęknęłam "wal się" w poduszkę i nakryłam głowę kołdrą. Blondyn chwycił mnie za kostkę i ściągnął z łóżka. Pokazałam mu środkowy palec, po czym podniosłam się z podłogi, zgarnęłam z szafy byle jakie ubrania i ruszyłam do łazienki.
Godzinę później, Horan zaparkował pod jakąś kamienicą. Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do budynku. Wsiedliśmy do windy, po czym blondyn nacisnął guzik z numerem sześć i ruszyliśmy w górę. Po chwili podeszliśmy pod drzwi, na których widniała liczba 58. Chłopak włożył klucz do zamka i przekręcił go, po czym nacisnął klamkę, a moim oczom ukazał się przestronny korytarz. Weszłam do środka i po obejrzeniu wszystkich pomieszczeń, stanęłam na środku salonu i wpatrywałam się w panoramę Londynu, widoczną za drzwiami balkonowymi:
- Czyje to mieszkanie? - Zapytałam, czując dłonie niebieskookiego na swoich biodrach.
- Nasze - powiedział, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Jak "nasze"? - Zdziwiłam się.
- Dostałem w spadku po ojcu, więc jest moje, a teraz, jeśli oczywiście zgodzisz się ze mną zamieszkać, będzie nasze - wyjaśnił.
***
Weszliśmy wszyscy na lotnisko i kiedy tylko przekroczyliśmy wejście do budynku, nasz rozmowy i śmiechy ucichły. Wiedzieliśmy, że to koniec. Chłopcy wyjeżdżali na rok do miejsca, gdzie jedynym sposobem komunikacji z ludźmi na innym kontynencie są listy. Stanęliśmy w kolej do odprawy. Po dziesięciu minutach patrzyliśmy jak pięć walizek znika na ruchomej taśmie za czarną płachtą. Kiedy stanęliśmy przy bramce, w której stał młody, ciemnowłosy mężczyzna, czekający na bilety pasażerów. Spojrzałam na Nialla, który stał obok mnie, a łzy same zaczęły napływać mi do oczu:
- Nie płacz - powiedział cicho, przytulając mnie do siebie.
- Będę tęsknić - szepnęłam, zaciskając dłonie na jego koszulce.
- Ja też, ale będę pisał, obiecuję - odparł.
- Nie chcę cię puszczać - mruknęłam, trzęsącym się głosem.
- Ale myślę, że powinnaś pożegnać się z kimś jeszcze - odsunął mnie delikatnie od siebie i skinął głową w kierunku Louisa, który właśnie kończył żegnać się z Zoe. Podeszłam do niego i kiedy spojrzałam w jego załzawione oczy, nie wytrzymałam i łzy polały się strumieniami po moich policzkach. Szatyn objął mnie ramionami wy talii i przyciągnął do siebie. Zrzuciłam ramiona na jego szyję i wtuliłam twarz w jej zagłębienie:
- Kocham cię, Lou - szepnęłam.
- Co będziesz robić przez ten rok? - Zapytał po chwili ciszy.
- Jadę do dziadków, Cedric powiedział, że załatwi mi pracę w kawiarni koło komisariatu - odparłam.
- Muszę ci coś powiedzieć - wypalił nagle, dlatego odsunęłam się od niego delikatnie, żeby móc spojrzeć na jego twarz - to ja i Harry wrzucaliśmy te róże i karteczki do waszych szafek i to my poddaliśmy nauczycielkom pomysł, żebyście uczyli się nawzajem - powiedział szybko.
- Po co? - Spytałam.
- Mieliśmy dosyć waszych kłótni. Chcieliśmy po prostu, żebyście normalnie ze sobą rozmawiali - wyjaśnił - ale nie spodziewaliśmy się, że pójdzie aż tak dobrze - zaśmiał się.
- Chłopaki, powinniśmy się zbierać - usłyszałam nagle głos Liama. Pożegnałam się szybko z resztą chłopaków, po czym cała piątka ruszyła do bramek. Staliśmy wszyscy do puki nie zniknęli w jednym ze sklepów (prawdopodobnie w McDonald's), po czym wróciliśmy do domów.
***
Weszłam do domu, rzuciłam torebkę na szafkę przedpokoju i wbiegłam po schodach prosto do swojego pokoju. Dorzuciłam kilka potrzebnych rzeczy do największej walizki, po czym złapałam za jej rączkę i wyszłam z pomieszczenia. Ostatni raz przeczesałam wzrokiem moją sypialnie i zeszłam na dół. Weszłam do salonu, gdzie siedziała cała moja rodzina i pożegnałam się po kolei z każdym z nich. Oczywiście mama musiał mi wpakować do torebki zapas jedzenia "żebym nie była głodna w trakcie jazdy", co z tego, że połowy praktycznie nic nie zjem, a na miejscu babcia wmusi we mnie obiad. Upewniłam się ostatni raz, że mój brat ma zamiar razem z Mayą dowieść mi resztę rzeczy na początku września, po czym wyszłam z domu. Przed domem już czekała na mnie Liv, która uparła się, że mnie zawiezie, bo chce się upewnić, że bezpiecznie wsiądę do pociągu. Tak naprawdę wiedziałam, że robi to tylko dlatego, że niedawno odebrała prawo jazdy i chce się nacieszyć jazdą samochodem, a ja nie chciałam niszczyć jej radości, szczególnie w dniu wyjazdu jej chłopaka. Domyślałam się, że jest jej ciężej niż mi, w końcu ja i Niall nie byliśmy ze sobą nawet rok, a ona i Harry spotykali się ze sobą od końca pierwszej klasy.
***
Kiedy już wysłuchałam kazania Olivii, o tym że mam o nich pamiętać i codziennie dzwonić albo przynajmniej pisać, wsiadłam do wagonu. Zerknęłam jeszcze raz na bilet, po czym odnalazłam swoje miejsce i usiadłam na fotelu. Kiedy pociąg ruszył wyciągnęłam książkę, a gdy ją otworzyłam wypadła z niej koperta. Wzięłam ją w dłoń i przeczytałam wielkie czarne litery D. C. Rozerwałam papier i wyciągnęłam z niego kartkę, która okazała się sklejką naszych zdjęć. Na odwrocie fotografii widniał napis:
Los czasami rozdziela bliskich sobie ludzi, żeby uświadomić im, ile dla siebie znaczą.
35. "Została moją żoną"
Jade
Kiedy w końcu udało mi się uspokoić Louisa i chłopak zasnął na moim łóżku, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Przeszukałam szybko moją torebkę, przy okazji wyrzucając z niej kosmetyczkę i kluczę od domu, po czym wyciągnęłam z niej komórkę i odebrałam połączenie:
- Halo? - Szepnęłam przykładają urządzenie do ucha i wychodząc z pokoju.
- Co robisz, księżniczko? - Usłyszałam szczęśliwy głos Nialla.
- Właśnie położyłam dziecko spać - zaśmiałam się schodząc po schodach.
- Jakie dziecko? - Zapytał zdezorientowany, a ja w tym czasie weszłam do kuchni..
- Louis do nas wpadł, zostaje na kilka dni - odparłam, odpalając gaz pod czajnikiem, po czym wyciągnęłam z szafki jeden kubek.
- Coś się stało? - Spytał.
- Jego rodzice się rozwodzą - odpowiedziałam, wskakując na wyspę kuchenną - dawno nie widziałam go w takiej rozsypce - dodałam, biorąc jabłko z miski na owoce, po czym usłyszałam w słuchawce kobiecy głos.
- Muszę kończyć matka woła mnie na obiad. Widzimy się jutro, kocham cię - powiedział blondyn.
- Ja ciebie też - odparłam szybko, po czym chłopak się rozłączył, a do kuchni wszedł mój ojciec.
- Mówiłem ci, żebyś nie siedział na blacie - powiedział, wyciągając z szafki kubek, po czym postawił go obok mojego.
- Mówiłeś mi dużo rzeczy - mruknęłam, biorąc gryza jabłka.
- Przepraszałem już - westchnął stając przodem do mnie i opierając się o szafki.
- I twoim zdaniem to wystarczy? Wyzywałeś mojego chłopaka od ćpunów i skurwieli, powiedziałeś, że się mną zabawi i zostawi, a perspektywie mojej ciąży nie przeraził cię mój wiek tylko ojciec tego domniemanego dziecka. Wiesz jak się czułam w tych sytuacjach? Jak dziwka, która daje dupy byle komu - wyrzuciłem z siebie.
- Naprawdę nie jestem z tego dumny, ale przez wzgląd na to co stało się kiedyś pomiędzy mną i Jamesem nie umiem do końca polubić Nialla - odpowiedział.
- Możesz mi w końcu powiedzieć co się stało? Nie wierzę, że pokłóciliście się, bo stanąłeś w obronie jakiejś nieznajomej dziewczyny - wypaliłam.
- Historia, którą ci opowiedziałem w szpitalu jest jak najbardziej prawdziwa, ale pominąłem w niej parę szczegółów - zaczął - to nie było tak, że stanąłem w obronie tej dziewczyny tak dla zasady. Zakochałem się w niej. Nie mogłem patrzeć jak płacze i z dnia na dzień staje się wrakiem człowieka. Poprosiłem Jamesa, żeby coś zrobił z tą sytuacją, chociaż przeprosił tę dziewczynę, ale on jak zwykle uniósł się honorem i powiedział, że nie ma za co przepraszać. Padło parę zdań za dużo i nasze drogi się rozeszły. Bałem się, że ciebie też to spotka. Jak to mówią, historia lubi się powtarzać - wyjaśnił, po czym usłyszeliśmy piszczenie czajnika. Mężczyzna odwrócił się do mnie plecami, zakręcił gaz.
- Co się stało z tamtą dziewczyną? - Zapytałam, kiedy ojciec zalewał obie herbaty wrzątkiem.
- Została moją żoną - uśmiechnął się, podając mi kubek z gorącym napojem. Wtedy wszystko zaczęło mieć sens i w końcu zrozumiałam zachowanie mojego ojca, w małym stopniu, ale zrozumiałam:
- Po części chciałem chronić nie tylko ciebie, ale także Nialla i Harry'ego - odezwał się po chwili - moja mania na punkcie tego, że wszystko co wtedy się wydarzyło była tak silna, że nie chciałem, żeby ich przyjaźń rozpadła się tak jak moja i Jamesa - dodał.
- Ale nic takiego się nie stanie - wtrąciłam - nie jesteśmy tacy jak wy, nasza historia nie musi się skończyć tak jak wasza - powiedziałam.
- Masz racje - westchnął - przepraszam, spróbuję ocenić Nialla jak Nialla, a nie jak Jamesa - oświadczył. Nagle do kuchni wpadła szczęśliwa mama, po czym wyciągnęła ojcu kubek z dłoni i wzięła kilka szybkich łyków herbaty:
- Dzwonił doktor Philips - powiedziała oddając mężczyźnie szklankę - przejrzał twoje ostatnie badania i jest szansa na całkowite usunięcie wady serca - zapiszczała.
- Jak to? Jak? - Zapytałam podekscytowana.
- Musisz przejść operacje, mamy czas do osiemnastej, żeby się zdecydować - odpowiedziała.
- To na co czekasz. Dzwoń - rzuciłam szybko.
- Kochanie, to nie jest takie proste, twoje serce nie działa tak dobrze, jak serce zdrowego człowieka, może nie wytrzymać narkozy - odparła już mniej entuzjastycznie.
- Czyli mogę umrzeć - stwierdziłam cicho, na co ona tylko pokiwał głową - trudno, zdzwoń do niego i powiedz, że jestem zdecydowana - dodałam pewnie.
- Jade, przemyśl to dobrze. Co będzie jeśli umrzesz? Co zrobią twoi przyjaciele? Co zrobi Niall? Co zrobimy my? - wtrącił się ojciec.
- Jestem pełnoletnia, to moje życie i ani moi przyjaciele, ani Niall, ani nawet wy nie możecie o nim decydować - postanowiłam.
- Dobrze zadzwonię do niego - westchnęła zrezygnowana kobieta.
- Świetnie, a teraz idę wziąć prysznic - powiedziałam zeskakując z blatu i ruszyłam do swojego pokoju.
Obudziłam się w środku nocy cała zmarznięta. Spojrzałam w stronę okna i zorientowałam się, że nie zamknęłam go przed pójściem spać. Podniosłam się z łóżka i poszłam je zamknąć. kiedy chciałam się z powrotem położyć, zauważyłam, że w pokoju nie ma Louisa. Spojrzałam na dziurki w drzwiach prowadzących do łazienki, ale nie dostrzegłam światła w środku. Zarzuciłam na siebie szarą bluzę Nialla, wiszącą na krześle, po czym po cichu zeszłam na dół. Kiedy stanęłam w przedpokoju, usłyszałam cichy dźwięk gotowanej wody. Weszłam do kuchni i zobaczył Lou, siedzącego przy wyspie kuchennej.
- O czym myślisz? - Zapytałam, siadając mu na kolanach.
- Liczę, czy wystarczy mi oszczędności na wynajęcie mieszkania i przeżycie samemu. Nie chcę wracać do domu - odpowiedział.
- Przestań, przecież możesz zostać tutaj. Nie opłaca ci się wynajmować mieszkania na niecałe pół roku - oświadczyłam.
-Dziękuję - uśmiechnął się i wtedy usłyszeliśmy dźwięk czajnika. Zeskoczyłam na podłogę i podeszłam do kuchenki, po czym zakręciłam gaz i zalałam herbatę, przygotowaną przez Louisa.
- To skoro już wszyscy nie śpimy to ja zrobię popcorn - usłyszałam nagle głos Austina. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam moje rodzeństwo. Wyciągnęłam trzy kubki z szafki i wrzuciłam do nich saszetki z herbatą, po czym zalałam je wrzątkiem:
- A ja wyciągnę wino - zapiszczała Liz.
- Jesteś niepełnoletnia - powiedziałam.
- Przecież to ty dałaś jej pierwszego drinka - zaśmiał się Austin.
- A Louis pierwszego papierosa - krzyknęła blondynka.
- Dałeś jej zapalić? - Powiedziałam z wyrzutem.
- Daj spokój, to tylko jeden papieros - uniósł ręce w geście obronnym. Całą noc piliśmy, jedliśmy i oglądaliśmy filmy.
*Miesiąc później*
Przez ostatni miesiąc przeszłam operację serca, dzięki, której działało tak jak serce zdrowego człowieka.
Wrzuciłam kosmetyczkę do walizki, zasunęłam suwak i wyszłam z pokoju, zostawiając bagaż przy schodach, bo mój brat zaoferował się, że zniesie go na dół. Szybko zbiegłam po schodach na parter, po czym weszłam do kuchni i usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej. Mama postawiła przede mną talerz z dwoma tostami oraz kubek z herbatą. Szybko zjadłam śniadanie, pożegnałam się z rodzicami, Elizabeth i Austinem, po czym ruszyłam do przedpokoju:
- Louis, rusz dupę - wrzasnęłam, zakładając buty.
- Już idę, nie drzyj ryja - odkrzyknął i po chwili zbiegł po schodach. Wziął z szafki kluczyki do samochodu mojego ojca, chwycił moją walizkę i wyszliśmy z domu. Chłopak wrzucił torbę do bagażnika i wsiedliśmy do samochodu. Po niecałych piętnastu minutach Lou zaparkował pod szkołą. Wyciągnął mój bagaż i pożegnał się ze mną, po czym odjechał, a ja ruszyłam do szkoły. Po chwili witałam się na dziedzińcu z dziewczynami z mojego zespołu i chłopakami z drużny piłkarskiej. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, bo tego dnia mieliśmy jechać do Manchesteru, gdzie miał się odbyć finał mistrzostw między szkolnych. Po chwili na dziedzińcu pojawili się państwo Watson razem z dyrektorem. Pan Cowell wygłosił nam przemówienie o tym jak bardzo się cieszy, że dostaliśmy się do finału i inne głupoty, po czym wsiedliśmy do autokaru. Usiadłam obok Perrie, która już po godzinie drogi zasnęła. Nudziłam się sama, dlatego postanowiłam iść do Nialla i Harry'ego. Usiadłam na kolanach mojego chłopaka i położyłam nogi na kolanach zielonookiego. Za nami siedzieli Liam z Zoe, przed nami Mike z Igorem, a po drugiej stronie przejścia Olivia i Diana. Po chwili koło nas stanął trener i spojrzał na nas swoim wzrokiem "Czy wy jesteście normalni?":
- Jade, co ty robisz? - Zapytał, opierając się o fotel przed nami.
- Siedzę - uśmiechnęłam się.
- A wiesz, że to niebezpieczne? - Uniósł jedną brew.
- Ja biorę pełną odpowiedzialność - wtrącił się Niall.
- Dobra, ale w razie wypadku pójdziesz za mnie do więzienie - zaśmiał się, po czym wrócił na swoje miejsce.
34. "To są, drogi ojcze, testy ciążowe"
Niall
Po uzgodnieniu z Zaynem, że odwiezie Beth do domu, wyszedłem ze szpitala i ruszyłem do samochodu. Wchodząc na parking zauważyłem Jade ubraną w szary sweter i czarne rurki z dziurami na kolanach, która przeciskała się pomiędzy samochodami. Nagle dziewczyna zatrzymała się i stanęła tyłem do mnie, wyciągając telefon z torebki, po czym przyłożyła go do ucha. Nie wiedziałem kto do niej dzwonił, ale ta rozmowa raczej nie należała do najprzyjemniejszych, bo brązowooka żywo gestykulowała rękami, co wyglądało zabawnie, bo w końcu ten ktoś i tak jej nie widział. Kiedy zakończyła połączenie i wrzuciła urządzenie z powrotem do torebki, podszedłem do niej, objąłem ją ramionami w talii i przyciągnąłem do siebie, na co ona lekko zadrżała:
- Co się stało? - Zapytałem, ocierając kciukiem pojedynczą łzę spływającą po jej policzku, po czym cmoknąłem ją w skroń.
- Ojciec ma do mnie pretensje, że zostawiłam dziadków samych - wyjaśniła odwracając się do mnie przodem.
- I to jest powód do płaczu? - Powiedziałem, przyciągając ją bliżej siebie.
- Nie o to chodzi - szepnęła kładąc głowę na moim torsie - to dla mnie za dużo, najpierw dowiedziałem się, że ty wyjeżdżasz, później Louis, do tego ten wypadek Liama, a teraz jeszcze ojciec się na mnie wyżywa - wytłumaczyła.
- A pamiętasz, co mi obiecałaś? - Zapytałem, po chwili ciszy.
- Nie - odparła, kręcąc głową.
- Obiecałaś mi, że nauczysz mnie tańczyć - uśmiechnąłem się, na co dziewczyn cicho się zaśmiała. Po chwili zaczęła mi tłumaczyć podstawowe kroki i zaczęliśmy "tańczyć na środku parkingu i nie przeszkodził nam w tym nawet deszcz.
Jade
Nagle usłyszałam dźwięk klaksonu samochodowego. Niall przyciągnął mnie do siebie i stanęliśmy z boku przejazdu, tak, że auto przejechało centymetry od nas. Mężczyzna siedzący za kierownicą zaczął coś do nas krzyczeć, a Niall wystawił mu środkowy palec, przez co zaśmiałam się i pacnęłam go w ramie:
- Poczekaj tutaj - wypalił nagle chłopak, zarzucając swoją bluzę na moje ramiona i ruszył w nieznanym mi kierunku.
- Ale po co? - Zapytałam.
- Po prostu tu stój - odparł, na chwilę odwracając się w moją stronę, po czym zaczął biec dalej. Stałam sama w deszczu, aż w końcu zobaczyłam Nialla z wielkim bukietem białych róż. Blondyn podszedł do mnie i uklęknął na prawym kolanie:
- Jade, uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na bal maturalny? - Zapytał, na co zachichotałam, bo wyglądał naprawdę uroczo.
- Tak - odparłam, a Horan stanął na równe nogi, podniósł mnie delikatnie do góry i okręcił wokół własnej osi.
- Czym przyjechałaś? - Zapytał stawiając mnie na ziemi.
- Autobusem - odparłam, zabierając od niego bukiet, w którym zobaczyłam jedną różową różę.
- Chodź zawiozę cię do domu - powiedział, obejmując mnie ramieniem w talii i ruszyliśmy do jego auta.
- Ale chciałam się dowiedzieć, co z Liamem? - Jęknęłam.
- Wszystko w porządku, zostawią go na dwa dni na obserwacji i wypuszczą - wyjaśnił.
Po powrocie do domu weszłam do kuchni, wyciągnęłam wazon z szafki nad kuchenką i włożyłam do niego kwiaty i postawiłam na wyspie kuchennej, po czym postawiłam go na wyspie kuchennej. Usiadłam po turecku na drewnianym blacie i zaczęłam liczyć róże, co, jka się okazało, nie było takie łatwe:
- Co robisz? - Zapytała moja matka, wchodząc do kuchni.
- Liczę kwiaty - odparłam,nadal próbując nie pogubić się w liczeniu.
- A ile powinno być? - Zapytała wyciągając trzy kubki z szafki nad zlewem.
- Nie wiem, Niall wziął wszystkie jakie były w kwiaciarni - wyjaśniłam.
- Aw, a co oświadczył się? - Zapiszczała i przysięgam, moja matka ma czasami mętalność piętnastolatki.
- Nie, zaprosił mnie na bal - przewróciłam oczami.
- Ale ty chyba się nie cieszysz - powiedziała, stawiając czajnik na gazie, po czym usiadł przy wyspie kuchennej.
- Cholernie się cieszę - odparła szybko - ale ty też nie była byś szczęśliwa gdybyś dowiedział się, że twój przyjaciel i chłopak wyjeżdżają na inny kontynent, a do tego nadal nie wierzę, że spotykam się z Niallem - wytłumaczyłam.
- Kochanie, przecież jesteś świetną dziewczyną - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Mamo, ale ja o tym wiem, chodzi o to, że jeszcze niedawno naprawdę go nienawidziłam, sama wiesz ile razy płakałam przez jego głupie żarty i docinki, a teraz nie wyobrażam sobie bez niego życia - powiedziałam.
- Nienawiść to miłość, która poszła złą drogą, a wasza w końcu odnalazła odpowiednią - uśmiechnęła się - zajęło jej to ponad dwa lata, ale lepiej późno niż wcale - dodała.
- Dobra, koniec, bo zaraz znowu się rozpłaczę - powiedziałam i w tym samym czasie w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk czajnika, a ja wróciłam do liczenia róż.
- Co robisz? - Zapytała moja babcia, wchodząc do kuchni.
- Liczę kwiaty, nie wiem ile powinno ich być, Niall wziął wszystkie jakie były w kwiaciarni, nie oświadczył się, po prostu zaprosił mnie na bal - powiedziałam szybko.
- Mówiłam do twojej matki - zaśmiała się staruszka, przez co spojrzałam na nią morderczym wzrokiem.
- To w końcu, ile jest tych kwiatów? - Spytała moja matka, stawiając dwa kubki na blacie, po czym złapała za trzeci i usiadła przy wyspie obok mojej babci.
- Sto białych i jedna różowa - odparłam.
- Dlaczego jedna jest różowa? - Zdziwiła się mama.
-Długa historia, nie ma o czym rozmawiać - powiedziałam, oplatając palce wokół kubka.
- A Niall nie chciał przyjść na herbatę? - Zapytała babcia.
- Obiecał mamie, że pomoże jej gotować - odparłam, po czym wzięłam łyk napoju, a one spojrzały na mnie jakbym, co najmniej, powiedziała, że widziałam tęczowego jednorożca załatwiającego się żelkami - czemu, tak na mnie patrzycie? - Zapytałam, przełykając herbatę.
- Bo właśnie powiedziałaś, że nastoletni chłopak pomaga gotować swojej matce zamiast spędzić czas z dziewczyną - wyjaśniła moja mama.
- Spędziliśmy razem cały tydzień, dajcie chłopakowi trochę wolności - zaśmiałam się i w tym samym momencie usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami, a po chwili do kuchni wpadł uśmiechnięty Austin - co ty taki szczęśliwy? - Zapytałam.
- Bo właśnie wróciłem z bardzo udanej randki z twoją przyszłą szwagierką - odparł, po czym cmoknął mnie w skroń i postawił czajnik na gazie.
- Ale nie przespałeś się z nią? Błagam powiedz, że tego nie zrobiłeś - jęknęłam przerażona.
- A czemu martwi cię moje życie seksualne? - Zaśmiał się, siadając na przeciwko mojej mamy.
- Bo raczej mój chłopak nie był by szczęśliwy gdyby dowiedział się , że mój brat przeleciał jego młodszą siostrę na pierwszej randce - wyjaśniłam.
- Spokojnie, jestem dżentelmenem - powiedział - seks dopiero na trzeciej randce - zaśmiał się, wstając z miejsca, po czym poszedł zrobić sobie herbaty - do tego sam bałbym się Niall - dodał, po chwili. Siedzieliśmy we czworo w kuchni, pijąc herbatę i po prostu rozmawiając. Po jakimś czasie dołączyła do nas Beth, a dziadkowie postanowili wybrać się na spacer po Londynie.
*
Ojciec wrócił z pracy okropnie wściekły i zarządził naradę rodzinną. Kiedy weszłam do pokoju ojciec stał przed telewizorem, a mama oraz Eli już siedziały na fotela, dlatego usiadłam na sofie:
- Nie wiem o co chodzi, ale to nie ja. Tym razem byłem grzeczny - powiedział Austin przeskakując przez oparcie kanapy i siadając obok mnie.
- Co to jest? - Rzucił na stolik znajome pudełko, przez co delikatnie się spięłam.
- To są, drogi ojcze, testy ciążowe - odparł mój brat.
- Barwo, synu, stawiam ci piwo - zwrócił się do niego tata - a teraz ważniejsze pytanie. Czyje to, kurwa, jest? - Krzyknął.
- Moje - powiedziałam cicho.
- I tego właśnie nie chciałem usłyszeć - westchnął - dziewczyno przecież ty masz osiemnaście lat i już jesteś w ciąży? - Wrzasnął.
- Ale ja nie jestem w ciąży - przerwałam mu - wydawało mi się, że jestem, ale jednak nie - wyjaśniłam.
- Jesteś pewna? - Spytał ze słyszalną w głosie ulgą.
- Tak, zrobiłam cztery testy - odpowiedziałam.
- Dziecko, ale wy się nie zabezpieczacie? - Powiedział siadając na przeciwko mnie na stoliku do kawy.
- Wiesz, że prezerwatywy nie dają gwarancji - powiedziałam - i nie martw się, nie zamierzam zostać młodą matką - dodałam.
- Ja mam nadzieję - zaśmiał się - szczególnie z takim chłopakiem - szepnął.
- Czyli jakim? - Zapytałam.
- Sama wiesz jaki on jest, nie należy do odpowiedzialnych i rozsądnych ludzi - przewrócił oczami.
- Tak, wiem jaki jest i wiem, że jeśli zaszłabym w ciążę to by mi pomógł i nie zostawił mnie samej - odparłam, po czym wstałam z kanapy i ruszyłam do swojego pokoju.
*
Od kilku godzin siedziałam w swoim pokoju i, chociaż ojciec już przeprosił za obrażanie Nialla, nie chciałam z nikim gadać. Postanowiłam napisać wypracowanie z angielskiego na poniedziałek, a, ponieważ zawsze byłam dobra w pisaniu, po czterdziestu minutach było gotowe. Chwyciłam telefon z mojej torebki, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam przeglądać tumblr,a oraz instagram. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, krzyknęłam "Proszę" i po chwili w pomieszczeniu pojawiła się moja matka.
- Kochanie, wiem, że nie chcesz z nikim rozmawiać, ale masz gościa. To chyba ważne - powiedziałam po czym wyszła, a na jej miejscu pojawił się zapłakany Louis.
- Co się stało? - Zapytałam, podchodząc do niego i przyciągając do uścisku.
- Moi rodzice się rozwodzą - odparł cicho - nie chcę być teraz w domu, mogę zostać na noc? - Zapytał po chwili, delikatnie się ode mnie odsuwając.
- Oczywiście, przecież to tez twój dom - uśmiechnęłam się, gładząc kciukiem jego policzek.
- Dziękuję, kocham cię, słońce - powiedział ponownie mnie do siebie przyciągając.
- Ja ciebie też, Lou - odparłam.
33. "Jadę razem z nim"
Jade
- Wyjeżdżam - powiedział cicho, patrząc w moje oczy, a ja zamarłam.
- Co? - Wykrztusiłam po chwili łamiącym głosem, czując, że w moich oczach zbierają się łzy.
- Jadę na rok do Aryki jako wolontariusz UNICEF-u - wyjaśnił i wtedy słona ciecz spłynęła strumieniami po moich policzkach.
- Nie chcę cię stracić - załkałam, rzucając mu się na szyję.
- Shhhhhh, nie stracisz, wrócę - szepnął mi do ucha, wtulając twarz w moje włosy - kocham cię, Jade - powiedział cicho.
- Kocham cie, Niall - odparłam. Chłopak odsunął mnie delikatnie od siebie i odgarnął szare włosy z mojej zapłakanej twarzy.
- Idź do samochodu, ja skoczę jeszcze do sklepu i zaraz przyjdę - powiedział i pocałował mnie w czoło. Ruszyłam w stronę czarnego Jeep Canada. Drżącą dłonią chwyciłam klamkę i otworzyłam drzwi. Zajęłam miejsce pasażera i próbowałam unormować mój oddech:
- Co się stało, kochanie? - Usłyszałam głos mojej babci, dochodzący z tylnej kanapy i po chwili poczułam na ramieniu ciepłą dłoń kobiety.
- Niall wyjeżdża do Afryki - powiedziałam i nastała głucha cisza przerywana tylko moim szlochaniem. Po chwili do samochodu wpadł Niall i rzucił reklamówkę z zakupami na tył:
- Księżniczko, uśmiechniesz się dla mnie? - Zapytał delikatnie głaszcząc kciukiem mój policzek. Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami i uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam.
- A to na osłodę - uśmiechnął się, wyciągając coś z kieszeni bluzy, po czym podał mi duże pudełko Skittles.
- Ale wiesz, że cukierki nie zastąpią mi ciebie? - Zapytałam.
- Mam taką nadzieję - zaśmiał się, na co ja też prychnęłam śmiechem. Kochałam tego chłopaka za to, że nawet w najgorszym momencie potrafił wywołać uśmiech na mojej twarzy.
Koło 11:00 byliśmy pod moim domem. Niall zaparkował samochód na podjeździe i ruszył do bagażnika po nasze rzeczy. Wysiadając z samochodu zauważyłam Louisa. Chłopak szedł ze spuszczoną głową i zarzuconym na nią kapturem:
- Hej, Lou - powiedziałam, podchodząc do chłopaka.
- Cześć, słońce - uśmiechnął się niemrawo.
- Co się stało? - Zapytałam zmartwiona, łapiąc go za lewą dłoń.
- Niall do mnie dzwonił i powiedział, że rozmawiał z tobą o swoim wyjeździe - zaczął, po czym wziął głęboki oddech - a ja nie wiem, czy to dobry pomysł, ale postanowiłem przyjść i powiedzieć ci, że jadę razem z nim - powiedział na jednym oddechu.
- Zmówiliście się? - Zapytałam, próbując nie rozpłakać się ponownie.
- Pół roku temu razem z Niallem, Harrym, Liamem i Zaynem zgłosiliśmy się do wolontariatu, ale nie spodziewaliśmy si, że kiedykolwiek naprawdę będziemy musieli wyjechać - wyjaśnił.
- To dla mnie za dużo - powiedziałam, czując jak łzy opuszczają moje oczy - powiedz Niallowi, że później zadzwonię, ale teraz chcę pobyć sama - dodałam i pobiegłam do domu. Kiedy wpadłam do przedpokoju moja mama od razu zasypała mnie serią pytań i szybko udałam się na górę do swojego pokoju, ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i, nadal płacząc, wtuliłam twarz w poduszkę. W tamtym momencie dziękowałam Bogu za moje lenistwo, przez które nie chciało mi się rano zrobić makijażu. Po chwili poczułam, że ktoś siada na moim łóżku. Domyśliłam się, że to Austin, ponieważ nie słyszał, żeby ktoś otwierał drzwi:
- Nie będę ci nic tłumaczyć - warknęłam zanim chłopak zdążył się odezwać.
- Nie musisz, rozmawiałem z Louisem, chciałem tylko dotrzymać ci towarzystwa - powiedział kładąc dłoń na moim biodrze - ma x-boxa - dodał po chwili.
- Możesz mnie po prostu przytulić? - Zapytałam odwracając się na drugi bok.
- Jasne - uśmiechnął się delikatnie, po czym położył się koło mnie i przyciągnął mnie do siebie.
Niall
Louis przekazał mi, że Jade chce być sama i później do mnie zadzwoni. Czekałem. Czekałem. Czekałem. Po trzech godnych miałem dość bezczynnego gapienia się w sufit. Chwyciłem za telefon i postanowiłem sam do niej zadzwonić. Próbowałem kilkanaście razy, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. W końcu nie wytrzymałem, założyłem buty, narzuciłem siebie bluzę, krzyknąłem "Wychodzę" i udał się do domu mojej dziwczyny.
Drzwi otworzła mi pani Jackson, która poinformowała mnie, że Jade od razu po przyjeździe pobiegła do swojego pokoju i od tamtej pory z niego nie wyszła. Wszedłem powoli na górę i, stojąc pod drzwiami sypialni brązowookiej, delikatnie zapujałem, ale noe otrzymałem żadnej odpowiedzi. Chwyciłem za klamkę i niepewnie uchyliłem drewnianą powłokę. Gdy wszedłem do pokoju zobaczyłem Jade, która spała razem Austinem na swoim łóżku. Po chwili chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie zaspanymi oczami:
- Cześć, Niall - powiedział cicho, przecierając twarz dłonią.
- Hej - szepnąłem ledwie słyszalnie, bojąc się, że obudzę moją księżniczkę.
- Dobra, ja muszę się już zbierać - mruknął patrząc na zegar wiszący na ścianie, po czym wstał z łóżka.
- Na randkę z moją siostrą? - Bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- Może - zaśmiał się, po czym zniknął za drzwiami garderoby. Przez chwilę stałem jak sierota na środku pokoju i patrzyłem na dziewczynę, zawiniętą w białą kołdrę. Po chwili usiadłem koło niej i zacząłem delikatnie bawić się jej włosami. Kilka minut później usłyszałem, jak Austin krzyczy, że wychodzi i wróci wieczorem, a następnie trzaśnięcie drzwiami frontowymi. Nagle do pokoju wpadła roztrzęsiona Liz i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami:
- Przyjdę później - szepnęła i wyszła ze pomieszczenia. Podniosłem się z łóżka i ruszyłem za nią:
- Poczekaj - powiedziałem, łapiąc ją na korytarzu za nadgarstek - co się stało? - Zapytałem.
- Pokłóciłam się z Liamem, po czym on poszedł na tę imprezę u Olivera, mówiąc, że najebie się za wszystkie czasy, ale myślałam, że żartuje, w końcu wie, że nie może pić, ale przed chwilą dzwonił do mnie Zayn i powiedział, że są w szpitalu, bo Liam za dużo wypił i stracił przytomność - wyjaśniła praktycznie na jednym wydechu.
- O dziwo, zrozumiałem - powiedziałem po krótkim namyśle - pownie chcesz do niego jechać? - Zapytałem.
- Tak, ale Austin wyszedł, mama pojechała na zakupy, tata jest w pracy, a Jade nie jest w stanie cokolwiek zrobić - powiedziała, ponownie wybuchając płaczem.
- Uspokój się, ja cię zawiozę - próbowałem ją uspokoić.
- Se-serio? - wychlipała.
- Tak, chodź - uśmiechnąłem się, obejmując ją ramieniem i ruszyliśmy na dół.
Gdy dotarliśmy na miejsce, razem z Zaynem znaleźliśmy lekarza, który zajmował się Liamem. Przez chwilę gderał, że nie może nic powiedzieć, bo nie jesteśmy z rodziny, ale po chwili naszego błagania wymiękł i poinformował nas, że robią dializę i chociaż na początku sprawa wydawała się fatalna to Payne wróci do siebie bez konieczności przeszczepu. Mężczyzna powiedział nam także, że możemy do niego wejść, ale pojedynczo. Liz stwierdziła, że ja mogę iść pierwszy, bo ona chce jeszcze trochę ochłonąć, dlatego udałem się do sali mojego przyjaciela:
- Cześć, Horan - powiedział szatyn kiedy zobaczył mnie w drzwiach pomieszczenia, nie wyglądał źle, ale dobrze też nie.
- Cześć - odparłem, siadając na krześle obok jego łóżka - co ty odwalasz? Przecież ty najlepiej wiesz, że nie możesz pić tyle co inni - dodałem.
- Wiem, ale byłem zły. Chciałem na chwilę zapomnieć - mruknął, bawiąc się skrawkiem kołdry.
- O czym chciałeś zapomnieć? O Liz? O swojej dziewczynie, która teraz siedzi zapłakana na korytarzu, bo cholernie się o ciebie martwi? - Zapytałem, trochę zdenerwowany na lekkomyślność chłopaka.
- Powiedziałem jej, że wyjeżdżam. Pokłóciliśmy się, padło kilka słów za dużo i powiedziała, że jeśli chcę jechać to droga wolna, ale mogę o niej zapomnieć - wytłumaczył - na tej imprezie nie chciałem zapominać o niej tylko o tym, że jeśli wyjadę to stracę ją na zawsze. I co ja mam robić, Niall? Kocham ją, ale nie mogę się wycofać z tej Afryki - powiedział. Miał rację, wszyscy podpisaliśmy umowę i nawet jeśli chcieli byśmy zrezygnować to nie możemy:
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli z nią porozmawiasz - uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco - pójdę po nią - dodałem, po czym podniosłem się z krzesła. Wyszedłem na korytarz i zobaczyłem Liz siedzącą na tym samym krześle co przed chwilą. Nawet nic nie musiałem mówić, bo blondynka bez słowa poderwała się z miejsca i weszła do sali.
Liam
Kiedy zobaczyłem Lizzy wchodzącą do sali poczułem się jak największy skurwiel na świecie. Nie mogłem patrzeć na jej czerwoną twarz, mokre od łez policzki i zapuchnięte od płaczu oczy. Blondynka podeszła do mnie i usiadła na krześle na którym przed chwilą siedział Niall, po czym złapałam moją dłoń w swoje drobne, trzęsące się ze zdenerwowania ręce:
- Przepraszam - szepnąłem, będąc na skraju płaczu.
- To ja przepraszam, gdym nie była taka głupia to nic by się nie stało - załkała.
- Nie mów tak, nie jesteś głupia - powiedziałem szybko, podnosząc się do pozycji siedzącej - miałaś prawo tak zareagować, a ja powinienem dać ci czas, a nie od razu chlać - dodałem gładząc kciukiem jej policzek.
- Ale przemyślałam to i nawet jeśli wyjedziesz to ja będę na ciebie czekać - uśmiechnęła się.
- Kocham cię, Lizzy - powiedziałem, po czym pocałowałem ją delikatnie w usta.
- Ja ciebie też, Liam - odparła, po chwili - skąd wziąłeś, Lizzy? - Zapytała.
- Z książki - zaśmiałem się.
- Z jakiej?
- Duma i uprzedzenie - powiedziałem.
- Czytałeś? - Zdziwiła się.
- Jasne, cztery razy - odparłem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)