Jade
Siedziałam w samochodzie i wyglądałam przez okno. Właśnie wyjechaliśmy od ciotki Megan i zmierzaliśmy na obiad z rodziną Nialla. Okropnie się denerwowałam, bo nadal nie do końca miałam zaufanie do ojca i nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Mężczyzna spojrzał na mnie we wstecznym lusterku i delikatnie się uśmiechnął:
- Nie denerwuj się, będzie dobrze - powiedział.
- Jeżeli nie palniesz nic głupiego - prychnęłam.
- Co to miało znaczyć? - Zapytał.
- To, że ostatni obiad z Niallem nie wyszedł najlepiej - odparłam.
- Przecież już was przeprosiłem. Ile jeszcze będziesz mi to wypominać? - warknął.
- No tak, bo tydzień to bardzo dużo czasu na wybaczenie ci, że zabroniłeś mi się spotykać z moim chłopakiem i nazwałeś go ćpunem - krzyknęłam i poczułam dłoń mojego brata na swojej.
- Przestańcie - wtrąciła się moja matka. Resztę drogi przebyliśmy w ciszy, ojciec zaparkował na podjeździe, wszyscy wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Zapukałam do drzwi, ale nikt nie otworzył. Delikatnie nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. Od razu uderzył mnie piękny zapach jedzenia. Weszłam do przedpokoju i usłyszałam cichy dźwięk gitary oraz melodyjny głos Nialla, który śpiewał She Looks So Perfect 5SOS. Weszłam do salonu i zobaczyłam blondyna, który siedział tyłem do mnie. Przeskoczyłam przez oparcie kanapy i usiadłam przodem do niego:
- Już jesteśmy - uśmiechnęłam się.
- Widzę - zaśmiał się i odłożył gitarę do futerału - to idźcie do kuchni, a ja zawołam Mayę - powiedział podnosząc się z miejsca - a i mama z Damonem trochę się spóźnią - dodał. Wróciłam do przedpokoju i zaprowadziłam moją rodzinę do kuchni. Po chwili dołączyli do nas Niall i Maya. Blondyn podał każdemu porcję jedzenia i nalał soku pomarańczowego:
- Moi rodzice przepraszają, ale utknęli w korkach - powiedział siadając do stołu.
- Skoro nie ma twojej mamy to kto gotował? - Zapytała moja matka.
- Ja - odparł niebieskooki, a moi rodzice dziwnie się na siebie spojrzeli.
- Spokojnie, nie otruje was - zaśmiałam się. Zaczęliśmy jeść, rozmawiać i śmiać się. Po jakimś czasie do domu wpadli mama i ojczym Nialla. Wszystko szło dobrze i nikt nie zaczął żadnej kłótni, chociaż czułam lekkie napięcie pomiędzy moim ojcem i matką Nialla.
Niall
Jade wpadła do mojego samochodu, ubrana w czarne szorty, biały crop top i parkę, rzuciła krótkie Hej, zapięła pas i ruszyliśmy na imprezę sylwestrową do Harry'ego. Jechaliśmy w ciszy, od czasu do czasu podśpiewując piosenki, które leciały w radiu:
- Pijesz dzisiaj? - Zapytała nagle blondynka.
- Jakoś musimy wrócić do domu - odparłem.
- To dobrze, bo mam zamiar się dzisiaj najebać - powiedziała kładąc nogi na fotelu.
- Pij, ale proszę cię, dojdź później do samochodu na własnych nogach - spojrzałem na nią.
- Masz mnie za głupią? - Prychnęła.
- Tylko mówię - westchnąłem, zerknąłem na dziewczynę, która siedziała wpatrzona w widok za oknem - martwię się - dodałem cicho.
- To przestań - warknęła, nie odrywając wzroku od szyby. Zatrzymałem się pod domem Harry'ego, a blondynka szybko wyskoczyła z auta i ruszyła do środka. Wyszedłem z samochodu, włączyłem alarm i poszedłem za nią:
- Jade, czekaj - powiedziałem łapiąc ją za nadgarstek - nie chcę się dzisiaj kłócić - dodałem.
- Masz racje - westchnęła - postaram się nie nawalić do takiego stopnia, żebyś musiał mnie zaprowadzić do samochodu - uśmiechnęła się słodko. Odwzajemniłem jej gest i cmoknąłem ją w nos, po czym ruszyliśmy do domu naszego przyjaciela.
Było już grubo po trzeciej, a impreza trwała w najlepsze i całą noc spędziłem z Harrym, Olivią i Louisem, ponieważ już po paru minutach Jade i Zoe zniknęły. Patrzyłem jak Harry i Louis pochłaniają kolejne porcje alkoholu i doszedłem do wniosku, że Lou ma naprawdę mocną głowę w przeciwieństwie do mojego zielonookiego przyjaciela, który już po kilku kolejkach zaczął gadać od rzeczy:
- Harry, może już dosyć? - Zapytała troskliwie ciemnowłosa.
- Kochanie, mamy sylwester - powiedział chłopak, wyrzucając ręce w powietrze, po czym wciągną dziewczynę na swoje kolana - dzisiaj trzeba pić - wybełkotał.
-Niall jakoś nie pije - mruknęła.
- Ale ja nie muszę odwozić swojej dziewczyny do domu - zaśmiał się.
- Jak chcesz - burknęła brązowooka wyplątując się z uścisku bruneta - ale ja nie mam zamiaru patrzeć na ciebie w takim stanie. Wracam do domu - dodała.
- Podwieźć cię? - Zapytałem.
-Jeśli możesz - odparła.
- Trzymaj- powiedziałem podając jej kluczyki do samochodu - poczekaj na mnie w samochodzie, znajdę Jade i zaraz przyjdę - dodałem, na co dziewczyna przytaknęła i po chwili zniknęła w tłumie ludzi. Ruszyłem na poszukiwanie mojej dziewczyny, chociaż nie było to łatwe, kiedy co chwilę wpadali na mnie ledwo przytomni ludzie. Sprawdziłem cały parter i postanowiłem iść na piętro. Gdy podszedłem do schodów na ich szczycie zobaczyłem moją blondynkę, która chwiejnym krokiem próbowała zejść na dół. Na drugim od góry schodku potknęła się o własną nogę i w ostatnim momencie złapała się poręczy, podniosła wzrok i spojrzała na mnie:
- Niall - uśmiechnęła się próbując zrobić kolejny krok, ale ponownie zawadziła o swoją nogę.
- Jade, stój tam, pomogę ci - powiedziałem szybko, po czym ruszyłem w jej stronę i pomogłem jej zejść na dół.
- Nie dobrze mi - mruknęła, po czym wpadła do pierwszego, lepszego pomieszczenia, którym okazał się gabinet ojca Harry'ego i zwymiotowała do śmietnika. Usiadła na środku pokoju i powoli zaczęła zamykać oczy. Położyłem jedną rękę na jej plecach, drugą pod kolanami i podniosłem ją z podłogi. Ruszyłem do samochodu, kiedy zauważyłem, że Olivia siedzi na tylnym siedzeniu posadziłem blondynkę z przodu i zapiąłem jej pas. Zająłem swoje miejsce i usłyszałem radosny, piskliwy głos mojej dziewczyny:
- Livcia, cześć, kochana - wybełkotała, po czym oparła głowę o szybę i zaczęła zamykać oczy.
- Podaj mi koc - powiedziałem cicho do Olivii - leży z tyłu, za siedzeniami - dodałem. Dziewczyna podała mi kraciasty materiał, nakryłem nim brązowooką i odpaliłem silnik. Odwiozłem Winslet do domu, poczekałem aż wejdzie do środka i ruszyłem do domu Jacksonów.
Wyciągnąłem otuloną kocem dziewczynę z samochodu, kolanem zamknąłem drzwi, przeszedłem przez podwórko i zadzwoniłem dzwonkiem. Po chwili w progu pojawił się ojciec Jade, spojrzał na mnie, a następnie przeniósł wzrok na swoją córkę śpiącą na moich rękach:
- Widzę, że impreza się udała - powiedział przepuszczając mnie w drzwiach.
- Niektórym nawet za bardzo - odparłem przeciskając się obok niego - zaniosę ją na górę i wracam do domu - dodałem i ruszyłem na górę. Delikatnie położyłem blondynkę na łóżku, nakryłem dodatkowym kocem, który wyciągnąłem z jej szafy, pocałowałem ją w czoło i zszedłem na dół. Otworzyłem drzwi i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem głos ojca Jade:
- Dziękuję, że się nią zająłeś - powiedział.
- Nie wyobrażam sobie zostawić ją tam samą - odparłem odwracając się do niego.
- Nie chodzi mi o dzisiaj, tylko o wszystkie chwile, kiedy ja powinienem się nią zająć, ale byłem niedysponowany - wyjaśnił - na przykład noc przed twoim wypadkiem - dodał.
- Po to mnie ma - uśmiechnąłem się - do widzenia - powiedziałem i ruszyłem do mojego samochodu.
Rano usłyszałem stłumiony dźwięk mojego telefonu. Delikatnie otworzyłem oczy i spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. 11:32. Taa, to jeden tych dni, kiedy wstawanie o piątej przerasta nawet mnie. Przeturlałem się na drugą stronę łóżka, sięgnąłem, lewą ręką, do kieszeni moich spodni i wyciągnąłem z niej telefon:
- Co tam? - Powiedziałem zaspanym, zachrypniętym głosem.
- Zachowałem się jak chuj - usłyszałem załamany głos Stylesa.
- Tu się z tobą zgodzę - zaśmiałem się.
- Nawet nie pamiętam z kim wyszła. Jak ja mogłem ją puścić samą? - jęknął.
- Spokojnie, odwiozłem ją do domu i poczekałem aż wejdzie do środka - uspokoiłem go.
- Dzięki, stary - westchnął z ulgą - powinienem ją przeprosić - dodał, a ja wyobraziłem sobie jak przygryza dolną wargę i marszczy brwi. Zawsze tak robił, kiedy gryzło go poczucie winy:
- Nawet musisz - odparłem.
Parę minut po pierwszej, z reklamówką w ręku, stanąłem na werandzie Jade i zapukałem do drzwi. Po chwili drewniana pokrywa uchyliła się i zobaczyłem blondynkę w za dużej koszulce i czarnych spodenkach:
- Główka boli? - Zaśmiałem się.
- Jak cholera - odparła zbolałym głosem.
- Trzeba było tyle nie pić, skarbie - pocałowałem ją w czoło i ruszyłem do kuchni.
- Co kupiłeś? - Zapytała idąc za mną.
- Lekarstwo na kaca - powiedziałem rzucając torbę na blat kuchenny, dziewczyna usiadła po drugiej stronie i uważnie mi się przyglądała, a ja po kolei zacząłem wyciągać zakupy - magnez, elektrolity, czekoladę, banany, napój izotoniczny, skittlesy i lody truskawkowe.
- A jak na kaca działają skittlesy i lody? - Zachichotała.
- Nijak - wzruszyłem ramionami - to ja zrobię jajecznicę, a ty pokrój pomidora - zarządziłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz